Archiwum bloga

31 lipca 2012

DZIEŃ 32

2108,3km
60,9km
W nocy była straszna burza. Rano ciężko się wstawało. Później cały czas góry, ale bardzo mi się podobał ten odcinek między Myrkdalen a tunelem. Promem popłynęłam na gapę. Tak mi się udało :)














30 lipca 2012

DZIEŃ 31

2047,4km
37,4km
Mechanik rowerowy okazał się polakiem. Antek ma nową dentkę, oponę i szprychy. Czuję jak kuleje (już nie na boki tylko góra-dół). Czekajac aż naprawią mi rower poleciałam sobie na paralotni w tandemie (pierwszy raz w życiu). Mysłam, że będę się bać, ale czułam się calkiem bezpiecznie niesiona przez wiatr.
Zaczęłam rowerowanie o 17:00. Namiot rozłożyłam w pięknej dolinie z widokiem na serpentyny, które jutro muszę przejechać.




29 lipca 2012

DZEIŃ 30

2010km
dziś 33,1km
Z Donnem, Jen i Joe rozstalśmy się w Murdal. Oni pojchali do Flam, ja do Voss. Wytrzymałość Antka mnie zadziwia. Nie dość, że nie ma jednej szprychy i zdzieram mu mocno klocki hamulcowe to jeszcze rozgladam sie naokolo i nie patrzę pod gdzie jadę i wpadam we wszystkie dziury i kamienie.

Kilka godzin później...
Katastrofa. Antek jednak okazał słabosc. Jak tylko zwjechaliśmy na asfalt w Upsette, złapałam gumę i poszła druga szprycha. Zdejęłam koło, zakleiłam dziure łatką, zalożyłam koło, nie mogło sie krecić, bo aż dotykało ramy, wycentrowałam najlepiej jak umiałam, centrując koło po raz pierwszy sama, oczywiscie musiałam zdjąć hamulce z tyłu, wsiadam, patrzę, znowu flaka. Zdjęłam koło, zdenerwowałam sie i owinęłam dziurę taśmą srebrną klejącą, bo myślałam, że łatka źle zaklejona (później się okazało, że była jeszcze druga dziura, której nie widziałam), nie zakładałam nowej, bo po dokładniejszych oględzinach okazało się, że przebita była dentka od strony szprych. Coś tam podłożylam. Założyłam koło i znowu uszło powietrze. Jest jeszcze taki spsób żeby wypełnić oponę trawą (czytałam o tym w poradniku rowerowego ekstrim surwiwalu), ale nie miałam juz siły psychicznej po tylu porażkach i złośliwości rzeczywistości. Prowadziłam rower jakieś 10 km aż w końcu dobrzy ludzie (pierwsi jakich spotkałam) podwieźli mnie do Voss. Musiałam spać na campingu.








28 lipca 2012

DZIEŃ 29

1976,9km
50,4km
Rallevegen. Całkiem spoko droga, nawet w mairę płasko. Podobno to była najcięższa zima od 20 lat i jeszcze 2 tygodnie temu ta droga była nieprzejezdna. Czasami trzeba było prowadzić rower przez śnieg. Często pomagali mi Dann i Jen i ich kolega, który jeszcze z nami jechał. Góry w taką pogodę wyglądają bardzo dramatycznie i pięknie. Jen przez chwilę prowadziła mój rower i uznała, że muszę być supersilna. Oni jadą na lekko i jedzenie maja całe suszone, a ja wożę całego dużego ogórka i 5 paczek ciastek, bo były na promocji.

Najbardziej zajebista praca na świecie: koleś jest mechanikiem rowerowym i jeździ sobie z plecakiem na rowerze, raz dziennie przez Rallevegen (najpiękniejszą drogę rowerową w Norwegii) i pomaga ludziom naprawiać rowery gdyby komuś coś się zepsuło. Praca marzeń, chyba.

Namioty rozłożyliśmy w najcudowniejszym miejscu. Koło jeziora z widokiem na góry, po których spływaja strumienie lodowatej wody, wodospady, chmury . Tak musiał wyglądać raj do którego trafili Adam i Ewa albo tak wygląda niebo.














27 lipca 2012

DZIEŃ 28

1925,5km
65,1km
W Geilo złamała mi się szprycha w tylnym kole. Poznałam Donna i Jenifer z Kanady. Donn pomogł mi i pokazał jak wycentrować koło i powiedział, że mogę jechać bez tej jednej szprych. Zaufałam mu mimo, że obawiałam się, że Antek nie da sobie rady na kilkudziesięciu kilometrach szutru w górach, który nas czekał. Oni pojechali autobusem, bo taki mieli system, że na rowery wskakiwali tylko na wybranych drogach, ja pojechałam na rowerze i spotkaliśmy się w następnym mieście na początku Rollevegen. Znaleźliśmy wspólnie miejsce na namioty.

26 lipca 2012

DZIEŃ 27

1860,4km
70,4km
Czuję jak w górach pracują zupełnie inne mięśnie. Nie mam jakiegoś strasznego parcia żeby szybko rowerować i tylko liczyć kilometry. Zatrzymuję się na dłużej tam gdzie mi się podoba. Dzisiaj przeklinam słoneczko, bo jest mi za gorąco (chyba ze 25 stopni). Cały czas słyszę, że to jest najgorsze lato ever, bo ciągle pada i jest zimno. W Uvdal ścieżka rowerowa skręca w górę i są bardzo ładne widoki, a później kończy się asfalt i cały czas przez jakiś stary, piękny las idzie sobie taka droga w miarę plaska. Dużo mchu. Są tu nawet jakieś domki wypasione, ale malutkie. Bez prądu. Z trawą na dachu. Ludzi nie ma.
Rozpaliłam ognisko i poszłam w las szukać wody.








25 lipca 2012

DZIEŃ 26

1790km
72,9km
Zaczęły się góry. Biegi 1:1 i dużo cierpliwości. Antek dalej ma krzywe koło z tyłu(zobaczyłam to jeszcze w Oslo i koleś w serwisie wymienił mi jedną szprychę, tylko nie wycentrował tego za dobrze), ale jeszcze jedziemy.
Wykąpałam się w pięknej, górskiej rzece. Później spotkałam Marca i Alexa ze Szwajcarii i siedzieliśmy sobie z piwkiem przy ognisku(ja oczywiście tutaj alkoholu nie kupuję, bo cholernie drogi, ale wszyscy mi stawiają). Chłopaki studiują architekturę i śmiali się, że musi być ciężko być architektem w Norwegii, bo wszyscy budują te same czerwone domki z białymi oknami.




24 lipca 2012

DZIEŃ 25

1717,1km
85km
Z nowymi siłami, wypoczętymi mięśniami, ruszyłam dalej drogą E18 na Kongsberg. Spałam 6km przed tym miastem w namiocie. Kiedy już szykowałam się do spania, zobaczyłam, że kontakt do polaków, który dała mi Francuzka, którą spotkałam w Danii, jest podpisany właśnie "Kongsberg". Było mi troszkę smutno, że tego wcześniej nie zauważyłam, ale trudno. Zabawne jest to, że następnego dnia siedzę sobie koło drogi i wcinam ciasteczka (przed Flesberg) i podjeżdża Bartek z Polski na rowerze. Zatrzymał się, bo zobaczył, że mam sakwy z crosso. Gadaliśmy chwilę aż zeszło na temat warmshowers i takiej Francuzki, która w te wakacje u nich spała.



23 lipca 2012

DZIEŃ 24

Moim tortem urodzinowym były lody czekoladowe z polewą i truskawkami. Budynek Opery jest przepiękny. Powinni budować więcej takich rzeczy. Przyjechali rodzice Samuela. Kolejne miejsce gdzie fajnie jest sobie posiedzieć: City Hall.




22 lipca 2012

DZIEŃ 23

Dziś muzea są za darmo i otwierają się o 11:00. National Gallery, Museum of Decorativ Arts and Design, 14:30 polska msza, Museum of Architecture i Museum of Contemporary Art, które rozwaliło mi mózg.

21 lipca 2012

DZIEŃ 22

Dalej Oslo. Vigelan Scalpture Park. Zrobiłam pierogi z truskawkami. Widziałam sześciu nagich, pijanych szwedów pod prysznicem.