Archiwum bloga

11 września 2012

DZIEN 74 NORDKAPP

72km
Wstałam o 4 rano. W nocy wiało tak mocno, że złamała mi się jedna z rurek w namiocie. Widziałam piękny wschód słońca. Na Nordkapp dojechałam przed 10:00 (od 11:00 trzeba płacić za wjazd). Uroniłam oczywiście łezkę jak myślałam o tym ile przejechałam i patrzyłam przed siebie a tam nic tylko sama woda po horyzont.
Poznałam 2 chłopaków, rowerzystów z Belgii, którzy nawet "spali"(tak wiało, że nawet na chwilę nie zasnęli) tam w namiocie. Też jechali przez Norwegię, ale cały czas wybrzeżem. Mówili, ze od teraz nienawidzą gór i mieli ochotę zrzucić rowery z Nordkappu do wody. Była tam tez inna para rowerzystów, ale pary sa zawsze skupione na sobie więc nawet z nimi nie gadałam. Wpisałam się do księgi gości. Nawet zapomniałam sobie zrobić jakieś ładne/porządne zdjęcie.
Poszłam na spacer na prawdziwy koniec świata, Knivskjelodden. Na mapie 10km. Szlam sobie tam sama dość zamyślona i w obie strony zajęło mi to 4h. Było po 18 kiedy zaczęłam rowerować na południe. Po niedługim czasie zerwał się straszliwy wiatr, najstraszliwszy (czasami na niektórych mostach mi tak mocno wiało). Uderzał prosto we mnie aż nie mogłam oddychać. Nie było mowy o tym żeby jechać na rowerze. Ledwo go prowadziłam. Wiatr prawie mnie przewracał. Nie było ani jednego miejsca żeby się ukryć. Droga biegnie tam sobie jak taka wstążeczka szczytami gór i są tam tylko skały. Z południa przyszły wielkie czarne chmury i zapadł totalny mrok. Nigdzie nie było żadnych świateł. Później było widać tylko światła Honningsvag odbijające się na czerwono na chmurach. Szłam w ich stronę i to nie było światełko nadziei. Czułam się jakbym szla raczej w stronę piekła. Skulona, mocno pchałam rower, kroczek po kroczku przez ponad dwie godziny. Kiedy droga schodziła już w dół, musiałam mocno pedałować żeby w ogóle jechać i w dodatku mocno trzymać kierownice bo wiatr rzucał mną na wszystkie strony. Zjechałam do pierwszego fiordu gdzie wiało już znacznie mniej. Rozkładając namiot musiałam najpierw włożyć wszystkie bagaże do środka żeby mi go nie porwało. Całą noc wiatr szarpał namiotem niemiłosiernie. Spalam sobie długo.