Archiwum bloga

24 września 2012

DZIEŃ 87 RYGA

Rano oczywiście padało, ale trzeba się było zebrać. Pedałowałam ostro cały dzień. Rower był cały z piasku. 20km przed Rygą (tu jechałam już autostradą bo nie było innej drogi) złapałam gumę w tylnym kole. Peszek bo w Helsinkach kupiłam nową dętkę, która miała inny wentyl. Moja pompka ma oczywiście drugą końcówkę do tego rodzaju wentyla, ale akurat parę dni wcześniej mi się złamała (plastik). Nie skleję przecież dętki skoro nie mogę jej napompować. Zaczęłam łapać stopa, ale wiecie pewnie jak się łapie stopa na autostradzie. Szłam sobie w stronę Rygi i w końcu zatrzymał się Pan, który jechał kamperem, ale to nie był zwyczajny samochód tylko jakiś kosmiczny wehikuł. Trzeba było zmieniać jakieś przyciski, kabelki, światełka. Kiedy zatankowaliśmy Pan przeciskał się między fotelami do tyłu i samochód zaczął odjeżdżać. Kiedy byliśmy już w centrum przez pasy przechodziła taka stara babuszka. Idąc na zielonym świetle przez pasy dla pieszych cały czas się żegnała. Kiedy przeszła, zatrzymała się na chwilę. Przeżegnała się wolniej, bardziej uroczyście, a później pobłogosławiła wszystkie samochody, które stały na światłach. Chyba za to, że jej nie przejechały.
Pan wysadził mnie w centrum. Powiedział, że jestem krejzi i stukał palcem w czoło, ale z drugiej strony to co robię jest "wow" i dał mi zapasową dętkę.
Poszłam do Sanity i Sylwestra z warmshowers.