Rano byłam umówiona z Geirem na whalesafari. Zebrało się trochę ludzi w holu (głównie Niemcy) i zrobili sobie baran-safari. Musiałam wszystkim opowiadać o mojej podróży, pokazywać mapę, pozować do zdjęć. Najpierw zwiedzaliśmy muzeum. Widziałam szkielet wieloryba (spermwhale). Piękne, niesamowite stworzenia. Przez głupich ludzi, którzy żyli dwa wieki temu zostało nam 3% z tych cudownych, ogromnych zwierząt, które kiedyś królowały w oceanie. Każdy wieloryb ma unikatowy ogon, jak odcisk palca i swój własny "głos".
Nie wypłynęliśmy w morze na whalesafari, bo pogoda była zła. Nic nie szkodzi. Geir powiedział, że mogę kiedyś wrócić, a whalesafari zawszę będę miała za darmo.
Dobrzy ludzie zabrali mnie z Antkiem, ale okazało się, że łódź przypływa do Risoyhamn o 3 w nocy. Pojechałam z nimi dalej i wysiadłam w Langvassbukt. Kolo 21:00 dojechałam do Harstad i rozłożyłam namiot w małym park w środku miasta, niedaleko portu.