Archiwum bloga

14 września 2012

DZIEN 77 WYPADEK

Miałam zamiar rowerować dalej, ale praktycznie od razu złapałam stopa do granicy z Finlandią. Przekroczyłam rzekę Tana i skończyła się moja przygoda z Norwegią. Smutno troszkę mi się zrobiło bo bardzo mi się podobało na północy (chyba zostawiłam tam sporą część swojego serduszka), ale kraj muminków tez jest fajny. Straszliwie tu płasko. Niesamowicie monotonny krajobraz. Jak okiem sięgnąć, tylko lasy i jeziora. Akurat teraz w Laponii trwa okres zwany RUSKA. To czas kiedy przez około 2-3 tygodnie można podziwiać najpiękniejsze kolory jesieni. Borowina jest czerwona, różowa, mchy zielone, liście na drzewach żółte. Jest przecudownie.
Po dłuższym czasie zabrała mnie para kamperowców, Maija i Jukka (i dwa male pieski). Zatrzymywali się na campingu w Saarisielce wiec wysiadłam koło drogi i chciałam jeszcze coś złapać, po chwili zrobiło się ciemno (dopiero teraz zauważyłam, ze zegarki tu są o godzinę do przodu) i rozbiłam namiot niedaleko drogi w małym lasku.
Było 5 minut przed godziną 3 w nocy kiedy obudziła mnie moja opona. Usłyszałam "puf!" i długie "psssssssssssyyyyyttt" uchodzącego powietrza. Obudziłam się i myślę sobie: "jak tylko rano nie będzie padać to się to naprawi", ale za chwilę usłyszałam straszne "JEB!" i bardzo głośny szum  (później się okazało, że to były koła samochodu, które przez jakiś czas się jeszcze obracały). Najpierw myślałam, że ktoś się wydurnia. Miałam już takie sytuacje kiedy jacyś debile widząc namiot zaczynali trąbić i coś wołać. Wyglądam z namiotu żeby zobaczyć co się dzieje. Samochód stał kilka metrów od mojego namiotu (kamieniem bym dorzuciła), ale w tych ciemnościach widziałam tylko tylne światła. Zabrałam szybko telefon i latarkę, które miałam pod ręką, ale kiedy biegłam zgubiłam latarkę. Padał niewielki deszcz. Było zimno, widziałam swój oddech. Biały samochód stał na przewróconej wielkiej lampie ulicznej. Cały przód rozwalony. Już z daleka wołałam czy ktoś żyje. Strasznie się bałam otworzyć drzwi bo nie wiedziałam jaką masakrę zobaczę w środku. Koleś leżał z nogami pod kierownicą a głową zwisał gdzieś z drugiej strony. Nie odzywał się, ale słyszałam jak ciężko oddycha. W przedniej szybie była dziura i trochę krwi. Nikogo więcej nie było w samochodzie. Podbiegłam z drugiej strony i nie było szyby od strony pasażera. Widziałam, że koleś ma wielką dziurę w głowie z której troszkę kapała krew. Mówiłam do tego kolesia, ale był nieprzytomny. Próbowałam się dodzwonić na 112 i 113, ale odpowiadało mi, że to zły numer (później dowiedziałam się, że powinnam wyciągnąć kartę sim z telefonu. No kto by pomyślał?). Akurat w tej chwili przejeżdżał jakiś samochód. Wyskoczyłam na drogę i machałam żeby się zatrzymał, ale pojechał dalej. I myślę sobie "kuźwa, co tu zrobić?". Pobiegłam przez ten mały lasek bo tam niedaleko były jakieś restauracje i stacja benzynowa. Wszystko było pozamykane. Krzyczałam, że potrzebuję pomocy i żeby ktoś wezwał karetkę. Waliłam w drzwi jednego domu, później pukałam do niektórych kamperów, które stały na parkingu (można się tam było podłączyć do prądu), a było ich chyba z 20. Zrobiłam taki hałas, że zmarłego by obudził, ale nikt nawet nie wyglądnął. W Polsce to by się zaraz cala wieś zbiegła. Mijała mnie taksówka i też się nie zatrzymała, kolejny samochód zwolnił i pojechał dalej. To trwało mniej niż minute, a może nie. żupełnie straciłam poczucie czasu. Totalna porażka. Moja porażka, bo nie potrafiłam pomóc i porażka tych ludzi, bo nikt mi nie pomógł. Pobiegłam znowu do tego rozwalonego samochodu. Okazało się, że zawrócił pierwszy samochód, który wcześniej zatrzymywałam. Jacyś dwaj faceci. Mówili, że cieżko mnie było zauważyć bo było ciemno. Może i ciężko zauważyć osobę machającą w nocy na środku ulicy. Zadzwonili na pogotowie. Nawet nie zaglądnęli do tego samochodu tylko stali parę metrów dalej. Stałam przy tym zakrwawionym kolesiu i mówiłam mu cały czas żeby się nie ruszał, że pomoc już jedzie, a on tylko wydawał jakieś dziwne dźwięki. Nie wiedziałam czy mówi po angielsku wiec wołam do tamtych facetów żeby powiedzieli mu po fińsku, że ma się nie ruszać i żeby go jakoś uspokajali, ale oni powiedzieli tylko jakieś jedno zdanie po fińsku i nawet tam nie podeszli. Ja byłam przerażona, ale wyobrażałam sobie jak przerażony musi być ten facet, wisząc w środku nocy w samochodzie z rozwaloną głową. Nie wiedziałam jak jeszcze mam mu pomóc. Bałam się go ruszać i myślałam też, że nie powinnam wiec stałam tam, mówiłam do niego i modliłam się. Jedną koronkę do Bożego Miłosierdzia później przyjechał wóz strażacki. Była tam jedna młoda dziewczyna i facet. Później przyjechała policja, więcej strażaków i na końcu karetka. Bardzo długo wyciągali go z samochodu ja w tym czasie siedziałam w radiowozie.Najbliższe pogotowie jest 30km dalej, ale i tak kiedy go tam zabrali musieli czekać 1,5h na helikopter z Rovaniemi. Policjant kazał mi napisać na kartce moje dane i powiedział, że nie zostawi mnie tutaj samej w tym miejscu, w namiocie i pomogli mi spakować rzeczy i zawieźli mnie do strażaków. I tak sobie siedziałam o 6 rano pijąc herbatkę z dwoma policjantami i pięcioma strażakami.