Archiwum bloga

1 lipca 2012

DZIEŃ 2

Noc była spokojna chociaż mój namiot cieszył się dużym zainteresowaniem mieszkańców lasu. Mama mówiła, że mogę się spodziewać przelotnych opadów więc o piątej rano nad moją głową przeszła burza stulecia.
Niemcy coś do mnie mówią, ale nie rozumiem ich i tylko się uśmiecham albo macham.
Tu wszędzie są ścieżki rowerowe. To jest jedna wielka ścieżka.
Raz wywaliłam się na nierównym chodniku. Przejechałam 2 ślimaki, 1 robaczka. Widziałam dużo zwierząt przejechanych przez samochody. Większość niezidentyfikowana, w tym jeden kot (mam nadzieję, że Janek tak nie skończy).
Dobrze i szybko jedzie się w deszcz z słuchawkami na uszach, śpiewając sobie głośno The Knife.
Przejechałam 191,51km czyli dzisiaj 130,31. Nie wiem po co tak dużo, ale jakoś dobrze się pedałowało. Ostatnie 30km jechałam w deszczu. Miałam motywację żeby dojechać do Rostock gdzie czekali na mnie Jelle i Johanna z warmshowers.
Jelle jest żeglarzem i opowiadał mi o tym jak go irytują bogaci, zarozumiali niemcy, którzy pływają tylko na motorku i raz na ruski rok wystawiają żagle. Za to Polaków lubi za to, że widać, że mają mało pieniędzy, co bardzo sprzyja pomysłowości i ćwiczy odpowiednie umiejętności żeglarskie. Polacy często pływają po osiem albo dziesięć osób w małej łódce. Śmieje się i mówi, że bardzo mu się to podoba.