Archiwum bloga

26 lipca 2012

DZIEŃ 27

1860,4km
70,4km
Czuję jak w górach pracują zupełnie inne mięśnie. Nie mam jakiegoś strasznego parcia żeby szybko rowerować i tylko liczyć kilometry. Zatrzymuję się na dłużej tam gdzie mi się podoba. Dzisiaj przeklinam słoneczko, bo jest mi za gorąco (chyba ze 25 stopni). Cały czas słyszę, że to jest najgorsze lato ever, bo ciągle pada i jest zimno. W Uvdal ścieżka rowerowa skręca w górę i są bardzo ładne widoki, a później kończy się asfalt i cały czas przez jakiś stary, piękny las idzie sobie taka droga w miarę plaska. Dużo mchu. Są tu nawet jakieś domki wypasione, ale malutkie. Bez prądu. Z trawą na dachu. Ludzi nie ma.
Rozpaliłam ognisko i poszłam w las szukać wody.