Archiwum bloga

29 lipca 2012

DZEIŃ 30

2010km
dziś 33,1km
Z Donnem, Jen i Joe rozstalśmy się w Murdal. Oni pojchali do Flam, ja do Voss. Wytrzymałość Antka mnie zadziwia. Nie dość, że nie ma jednej szprychy i zdzieram mu mocno klocki hamulcowe to jeszcze rozgladam sie naokolo i nie patrzę pod gdzie jadę i wpadam we wszystkie dziury i kamienie.

Kilka godzin później...
Katastrofa. Antek jednak okazał słabosc. Jak tylko zwjechaliśmy na asfalt w Upsette, złapałam gumę i poszła druga szprycha. Zdejęłam koło, zakleiłam dziure łatką, zalożyłam koło, nie mogło sie krecić, bo aż dotykało ramy, wycentrowałam najlepiej jak umiałam, centrując koło po raz pierwszy sama, oczywiscie musiałam zdjąć hamulce z tyłu, wsiadam, patrzę, znowu flaka. Zdjęłam koło, zdenerwowałam sie i owinęłam dziurę taśmą srebrną klejącą, bo myślałam, że łatka źle zaklejona (później się okazało, że była jeszcze druga dziura, której nie widziałam), nie zakładałam nowej, bo po dokładniejszych oględzinach okazało się, że przebita była dentka od strony szprych. Coś tam podłożylam. Założyłam koło i znowu uszło powietrze. Jest jeszcze taki spsób żeby wypełnić oponę trawą (czytałam o tym w poradniku rowerowego ekstrim surwiwalu), ale nie miałam juz siły psychicznej po tylu porażkach i złośliwości rzeczywistości. Prowadziłam rower jakieś 10 km aż w końcu dobrzy ludzie (pierwsi jakich spotkałam) podwieźli mnie do Voss. Musiałam spać na campingu.